Karkonosze – zasypane śniegiem 5-8 I 2017
Pierwszy (i do tego długi!) weekend nowego roku, przyszło nam spędzić w Karkonoszach dokładnie w Jagniątkowie. Ta najwyżej położona dzielnica Jeleniej Góry, w połowie drogi, między Karpaczem a Szklarską Porębą, jest doskonała bazą wypadową w polskie i czeskie Karkonosze. Nawet srogą zimą, na jaką właśnie trafiliśmy …
6 stycznia
Końcówka czarnego szlaku (Petrowka), za chwilę będziemy na głównym grzbiecie karkonoskim i przy czerwonym szlaku. Przez większość drogi musieliśmy przecierać szlak. Widoków żadnych, tylko siarczysty mróz i wychładzający wiatr…
Dalej, przetartym zielonym szlakiem, w godzinę doszliśmy do położonego po czeskiej stronie, na 1225 m n.p.m. – Moravskiej Boudy. W przytulnym schronisku, ogrzaliśmy się przy gorącej herbacie, zajadając pyszne racuchy. Polacy jak i psy są tu mile widziani. Gdy ci pierwsi, mogą smacznie i niedrogo zjeść, tym drugim musi wystarczyć miska z wodą, przyniesiona przez miłego kelnera. Poza tym, można płacić w złotówkach a bogate menu jest też w języku polskim.
7 stycznia
W drodze do schroniska „Pod Łabskim Szczytem”. Czarny szlak okazał się w większości przetarty, na szczęście bo jak widać pokrywa śnieżna była dość gruba …
Niska temperatura (-17° na dole) nie przeszkadzała w podziwianiu widoków na Szklarską Porębę i Izery (w tle PTTK „Na Kamieniu”).
W końcu wspięliśmy się na wysokość 1168 m.n.p.m. i naszym oczom ukazało się schronisko „Pod Łabskim Szczytem”.
Po godzinnym odpoczynku w schronisku, zajadając smaczne tiramisu i pijąc herbatę, przyszedł czas na powrót do Jagniątkowa. Zaczynało coraz bardziej wiać i pogoda zaczęła się zmieniać, na szczęście czarny szlak, którym mieliśmy tym razem wracać był już przetarty. .
8 stycznia
Przed podróżą do Szczecina, zrobiliśmy sobie dwugodzinny spacer, leśną drogą w kierunku pobliskiego szczytu Grzybowiec. Byliśmy mile zaskoczeni, bo na chwilę odsłoniły się Śnieżne Kotły, do których znowu nie doszliśmy.
Po jednej stronie drogi mieliśmy zasypane formacje skalne,a z drugiej widok na położony w długiej i wąskiej dolinie – Jagniątków.
Wracaliśmy na dół żółtym szlakiem, dość monotonnym dla Paga, bo robił sobie częste przerwy na obgryzanie, wyciągniętych spod śniegu kijów.