Romantyczne zamki nad Renem i austriacki Tyrol

                            Nad  rzeką i w górach – wakacje 2018 z przygodami”

Francuzi mają swoje arystokratyczne zamkami nad Loarą, natomiast Niemcy mogą być dumni z romantycznych zamków  w Dolinie Środkowego Renu. Jest to odcinek 65-kilometrowy pomiędzy BingenKoblencją w kraju związkowym  Nadrenia-Palatynat. Nic dziwnego, że to piękne miejsce w 2002 r. zostało uznany przez UNESCO za światowe dziedzictwo kultury. I tak,  pod koniec maja postanowiliśmy przyjrzeć się z bliska tej niezwykłej dolinie z malowniczymi zamkami, meandrującym Renem i stokami porośniętymi winoroślami. Nasza przygoda z tą doliną trwała nieco krócej niż planowaliśmy, ale po kolei…

29 maja camping Sonneneck/Spay

Po przejechaniu 800 km niemieckimi autostradami, znaleźliśmy się na obrzeżach Koblencji. Następnie drogą wzdłuż Renu, minąwszy miejscowoś Spay, dojechaliśmy na camping Sonneneck. Na położonym wzdłuż Renu, wielkim campingu, byliśmy nielicznymi turystami śpiącymi w namiocie, bo zdecydowana większość, nocowała w camperach, swoich lub w wynajętych. Ale nie tylko z powodu spania w namiotu odstawaliśmy od reszty turystów. Zaniżaliśmy średnią wieku nocujących na campingu (55-60 lat), jakby tego było mało, to Krzysiek swoim obwodem brzucha (przynajmniej na dzień dzisiejszy),  dość mocno odstawał od sporej części panów, którzy swoim pokaźnym brzuszyskiem wylewającym się ze spodenek, dumnie paradowali  po campingowych alejkach. Na szczęście nikt nas palcami nie wytykał i szybko się zaadaptowaliśmy, a cały pobyt (5 nocy) będziemy wspominali jako bardzo udany. Wielki camping (https://sonneneck-camping.de/) ze sklepikiem, restauracją, barem, basenem (czynnym tylko latem), okazał się bardzo przyjazny również dla psów. A było ich dużo, i to różnych maści i narodowości. Czworonogi na terenie campingu, miały wydzielony swój kawałek zieleni, taką „psią toaletę”, do tego było mnóstwo stojaków z woreczkami (na psie odchody) przy alejkach. Dla mnie największą niespodzianką okazało się „psie spa” – czyli specjalny prysznic pod chmurką. A opłata za spanie psa nie była wygórowana bo wynosiła – 2 € za dobę. Cała reszta czyli namiot/auto/2 osoby/prąd wyniosła nas 24 €/doba.

30 maja – Boppard

Pierwszy poranek nad Renem, choć słoneczny i gorący, zaczął się od niespodzianek. O 6:30  z błogiego snu, wyrwał nas dochodzący z góry, nieznośny hałas. Po wystawieniu głowy z namiotu, ku naszym oczom, ukazał się – krążący  niedaleko campingu – helikopter spryskujący pobliskie uprawy winorośli, od których dzieliły nas tylko tory kolejowe i asfaltowa droga. Na szczęście, później było już dużo lepiej. Poranna kawa i pyszne śniadanie z widokiem na szeroki Ren i zielone wzgórza, szybko poprawiły nam humory. Ale najlepsze było dopiero przed nami: 10-cio kilometrowa wycieczka do pobliskiego miasteczka Boppard. Robieniu zdjęć nie było końca bo otaczała nas przepiękna sceneria: po lewej mieliśmy mieniący się w słońcu Ren, z pływającymi barkami i statkami wycieczkowymi, a po prawej zbocza  porośnięte winnicami. Sielanka na chwilę została zakłócona przez Paga, kiedy to – w leśnym bagienku urządził sobie błotną kąpiel  i przez 2 godziny, był  bardziej czarnym niż biszkoptowym labradorem (nie pierwszy i pewnie, nie ostatni raz … ). Byliśmy nieco zaskoczeni, gdy jakieś 2 km przed zejściem do miasteczka, szlak zrobił się stromy i pojawiły się nawet metalowe drabinki. Na szczęście obok była ścieżka, którą  można było nią obejść. Po zejściu do Boppard, od razu poszliśmy nad Ren, żeby  doprowadzić Paga do względnej czystości, w końcu mieliśmy ruszyć na miasto. (Tego dnia – jak na złość – uparł się, że zamoczy tylko i wyłącznie łapy). Turystyczne, zadbane miasteczko, niezbyt licznie odwiedzane przez turystów, nie mogło nas  nie zauroczyć. Zwłaszcza nadmorska promenada i nieduży rynek ze starym kościołem i nowoczesną fontanną nam się podobał. Powrót na camping był już mniej przyjemny, bo na ścieżce rowerowo-pieszej biegnącej między Renem a szosą (6 km), pozbawionej cienia,  byliśmy wystawieni jak na patelni, a słońce prażyło niemiłosiernie.

31 maja – Braubach/Marksburg-Koblencja-Stolzenfels

Przyszedł czas na zwiedzanie  zamków w Dolinie Środkowego Renu. Wybraliśmy zamek po drugiej stronie Renu – średniowieczny Marksburg. Po 24 km, minięciu Koblencji i miasteczka Braubach – nad którym wznosi się zamek, dojechaliśmy do bezpłatnego parkingu, na skraju lasu. I po 10 min. wspinaczki asfaltową drogą (zamek stoi na wzgórzu 150 m nad  Renem), byliśmy już pod murami najlepiej zachowanego zamku reńskiego. Przez bramę w starych murach doszliśmy tylko do dolnej części zamku. Dalsze zwiedzanie było możliwe po kupieniu biletu (8 €) i tylko z przewodnikiem. A ponieważ kolejka nie miała końca, zasilana angielskimi turystami wysypującymi się z kilku autokarów, zrezygnowaliśmy ze zwiedzania. Nie pozostało nam nic innego, jak zejść na dół do miasteczka Braubach i podziwiać zamek z dołu, z poziomu Renu. Urokliwe miasteczko z ryglowymi domkami, z ukwieconym deptakiem wzdłuż rzeki nieco zrekompensowały niewejścia na zamek. Po wdrapaniu się z powrotem do góry do auta, ruszyliśmy do Koblencji. Pięknie położone miasto nad ujściem rzeki Mozeli do Renu. Gdy samochód bezpiecznie stał na płatnym parkingu (1,5 €/godz.) z widokiem na eleg-ancki pałac Kurfürstliches, skierowaliśmy nasze kroki nad Ren. Idąc szeroką, nadreńską promenadą doszliśmy do miejsca, gdzie Mozela wpada do Renu, czyli słynnego  Niemieckiego Rogu (Deutsches Eck).  Na tym charakterystycznym, trójkątnym cyplu, wznosi się ogromny (37 m.) konny pomnik cesarza Wilhelma I. i nie sposób się tu nie zatrzymać na dłużej, bo widok na rzeki i ich otoczenie jest imponujący. Potem był spacer wąskimi uliczkami starego miasta, i słodkie co nieco w przytulnej kawiarence. Cztery godziny minęły jak z  bicza trzasnął, i musilismy wracac do auta. Po drodze na camping zatrzymaliśmy się, żeby zwiedzić świetnie zachowany średniowieczny pałac Stolzenfels. Warto było wspiąć się gruntową drogą (80 m nad poziom Renu), żeby zwiedzić nie tylko ciekawy pałac z ogrodem ale nacieszyć oko ładną panoramą na dolinę rzeki. Na zamek można było wejść tylko z przewodnikiem (5 €) a pieski miały zakaz wstępu. Już  przy wyjeżdżaniu z Koblencji samochód, wydawał dziwne dźwięki … . Ale na camping jakoś się doczłapaliśmy.

1 czerwca – Oberwesel/Schönburg – St. Goar/Rheinfels

Rano okazało się, że samochodu nie można już odpalić. Ale zamiast biadolić i załamywać ręce, wsiedliśmy w pociąg i pojechaliśmy do kolejnego miasteczka w Dolinie Środkowego RenuOberwesel. (Ale najpierw musieliśmy przejść 2 km do stacji w Spay). Ponad 20-minutowa podróż pociągiem była nieco stresująca, bo jechaliśmy bez ważnego biletu. Nie kupiliśmy go ani w nieczynnym automacie biletowym na stacji,  ani u konduktora w pociągu, bo go nie znaleźliśmy. Na szczęście jazda „na gapę” zakończyła się dla nas, bez niemiłych konsekwencji. Zanim ruszyliśmy zdobyć kolejny nadreński zamek, zwiedziliśmy zabytkowe Oberwesel. Niezapomnianych wrażeń i widoków dostarczył nam spacer po średniowiecznych murach (2,5 km), urozmaicony od czasu do czasu wspinaczką do wyższych lub niższych wież, których do dziś zachowało się aż 16-ie. Inną ciekawą atrakcją w Oberwesel jest kościół pod wezwaniem Św. Marcina z „przyklejoną” do kościoła gotycką dzwonnicą. Potem przyszedł czas na zobaczenia z bliska zamku Schönburg, do którego doprowadziła nas widokowa, pnąca się do góry ścieżka. Z dziedzińca zamku, rozciągała się przepiękna panorama na Ren i otoczone wzgórzami miasteczko. ( Z wnętrz tylko do restauracji można było wejść). Ponieważ jeszcze sporo kilometrów było przed nami, z żalem opuściliśmy nieduży zamek i ruszyliśmy – wzgórzami – do miasteczka St. Goar nad Renem (9 km). Gdzie czekał na nas kolejny zamek – a właściwie ruiny rozległego zamku Rheinfels, górującego nad miastem. (W XIX w zaczęto zamek rozbierać,a materiały budowlane wykorzystano do budowy twierdzy w Koblencji). Z zamku – bo zbliżała się już 18, szybko zeszliśmy do stacji kolejowej i po kupieniu biletu w czynnym automacie (4,90 €/2 osoby,) wskoczyliśmy zmęczeni do pociągu. Z biletami jazda była mniej nerwowa, ale bez niespodzianki (niestety niemiłej) nie obeszło się, bo pociąg nie zatrzymał się na naszej stacji  w Spay (skąd mieliśmy wiedzieć, że to jest stacja „na żądanie”? i trzeba coś wcisnąć w pociągu?) tylko na następnej w Rhens. Zamiast 2 km musieliśmy pokonać 4 km, malowniczą drogą wzdłuż Renu, w którym Pag nawet popływał sobie. Do campingu wróciliśmy padnięci, nic dziwnego przeszliśmy tego dnia 30 km.

2 czerwca Rhens

Tego dnia, miał przyjechać po nas i naszą zepsutą skodę – Michał z lawetą. Więc był tylko spacer promenadą wzdłuż Renu do Rhens, zakupy w Lidlu i zabawy Paga w wartkiej rzece. Na jednej z  kamienistych plaż, właściciel pływającej suczki, pożyczył nam pływającą zabawkę, którą Pag aportował i nie miał dość pływania! Po złożeniu namiotu i całego sprzętu biwakowego, spakowaniu się i o 20 ruszyliśmy autem Michała, ze skodą na lawecie do Szczecina, żeby o 5 rano być już na miejscu.

Niedzielą spędziliśmy w Szczecinie robiąc w pospiechu pranie, zakupy, przepakowywanie i pakowanie. W poniedziałek rano, autem  pożyczonym od rodziców Krzyśka, mieliśmy wyruszyć do Austrii, gdzie czekała nas opłacona i zarezerwowana dużo wcześniej kwatera.

AUSTRIA – TYROL

4 czerwca Auffach

Niewielka miejscowość Auffach 870 m n.p.m.  w austriackim Tyrolu (gmina Wildschönau –  50 km na północny-wschód od Innsbrucka). Nasze nieduże mieszkanko w hotel-apartamentowcu w Apartements Schatzberg-Haus: http://www.schatzberghaus.at było wygodną bazą wypadową na pobliskie szlaki. Psy w hotelu były mile widziane, a opłata za nie wynosiła 4 € za noc.

5 czerwca Koglmoos

Wycieczka (szlak nr. 9)  do pośredniej stacji kolejki gondolowej (na szczyt Schatzberg 1776 m) – Koglmoos, na wysokość 1302 m n.p.m. z przerwą dla Paga na „wodopój” przy tyrolskim domu. Wokół mnóstwo zielonych pastwisk z pasącymi się krowami, które są nieodłącznym elementem tyrolskiego krajobrazu. A  obok krów tabliczki z informacją (jeśli szlak prowadził przez pastwisko), że pies musi być na smyczy i należy sprzątać po nim nieczystości, bo w przeciwnym razie grozi wysoka grzywna.

6 czerwca Auffach

Bieganie wokół  Auffach – bez Paga – i spacerowanie – z Pagiem – szlakiem osobliwości – po Auffach.

7 czerwca Rattenberg

Droga szybkiego ruchu doprowadziła nas do ciekawego miasteczka Rattenberg (27 km) i wiodła dnem wielkiej doliny rzeki Inn. Szeroka i płaska dolina, zamknięta łańcuchem 3- tysięczników biegnie przez cały Tyrol i robi  niesamowite wrażenie. A żeby zobaczyć  jej ogrom wspięliśmy się na zbocze do ruin średniowiecznego zamku Burg Rattenberg.

 

 

 

 8 czerwca Feldalphorn/Schwaigberghorn/Breitegg Gern

Przepiękny widokowo, choć miejscami wymagający (podejście pod pierwszy szczyt) szlak. Prowadził głównie przez ukwiecone łąki i zielone pastwiska z elektrycznymi pastuchami. Ale dla panoram z trzech szczytów z wielkimi  krzyżami: Feldalphorn 1923 m n.p.m. (szlak nr. 33/2), Schwaigberghorn 1990 m n.p.m. (nr. 3), Breitegg Gern 1981 m n.p.m. (nr. 4), warto było pokonać 22 km.

 

 9 czerwca Schatzberg

Doniosły dzień w życiu Paga – bo po raz pierwszy przejechał się kolejką linową!   Przejażdżki kolejkę gondolową w Auffach jak i większością kolei linowych w Tyrolu dla psów są darmowe. ( I dla ludzi też, gdy się posiada kartę Card Wildschönau – otrzymaliśmy ją bezpłatnie w hotelu ). W 20 minut dojechaliśmy na wysokość 1776 m n.p.m. pod szczyt Schatzberg. Idąc  gruntową drogą po górskim grzbiecie,  zdobyliśmy najwyższy w grani Schatzberg 1889 m n.p.m. Po czym zaczęliśmy schodzenie w dół, do sztucznego jeziorka Speichersee, nastepnie – wzdłuż kolejki – do stacji pośredniej Koglmoos położonej na 1302 m n.p.m. A dalej – do Auffach zjechaliśmy już kolejką.